Thursday, August 18, 2016

Dzień, w którym wyprowadzili Korczaka - 5 sierpnia 1942 roku - Halina Birenbaum - Z moich pamiętników

Moja "rozmowa" z Halina po przeczeczytaniu jej wspomnien


Halina Birenbaum

August 17, 2014

Dzień, w którym wyprowadzili Korczaka
Z moich pamiętników

O Korczaku powiedziano i napisano wiele w różnych krajach, w różnych językach.
Nie znałam go w owych dniach, ledwie przeczytałam wtedy cokolwiek z jego książek. Powróciłam do nich po latach, jako kobieta wolna. Po wojnie. Byłam już wtedy matką.
Książki Janusza Korczaka porwały mnie, zachwyciły. Pokochałam je, czerpałam z nich otuchę, wzniosłam się dzięki nim do wyższego, wspaniałego świata, przez co życie nabrało dla mnie głębszej i większej wartości. I tylko teraz pojęłam, czym była ta wielka, przytłaczająca trwoga owego dnia w getcie warszawskim – podczas akcji wysiedleńczej, rzekomo – na Wschód…
Wszyscy Żydzi mieli być wysłani tam w swej ostatniej podróży.

Na początku łapanek sierociniec Korczaka – podobnie jak „szopy” (warsztaty) i rozmaite użyteczne przedsiębiorstwa pracujące dla Niemców – był bezpieczną stacją. Rzekomo pewną… Bo cóż, oprócz śmierci w Treblince lub przedtem na miejscu, było wówczas pewne? Istniały jednak złudzenia i wiara, silne, niczym żelazo. I wszyscy starali się za wszelką cenę dostać do „szopów”, aby się uratować. Zazdroszczono szczęściarzom, którzy posiadali zezwolenia i szanse na życie, na pozostanie w getcie, na nie zesłanie na „Wschód”.

Ukrywaliśmy się, przechodziliśmy z piwnicy do piwnicy, ze strychu na strych – z jednych ulic na drugie. W strachu, w napięciu. Jeszcze dzień, jeszcze dzień, jeszcze godzinę, jeszcze minutę. Wierzyliśmy, że wojna się skończy i minie ten koszmar.
Byle przetrwać, przetrwać i przeżyć. Przeciw władzom niemieckim. Wszelkimi środkami.
Nie oglądaliśmy się na złapanych, na znikających w wagonach bydlęcych. Widzieliśmy i czerpaliśmy otuchę u tych, co pozostawali, potrzebnych rzekomo, „dozwolonych” i „pewnych”… Sądziliśmy, że będziemy pośród tych wyjątków, którym udało się uniknąć wagonów, to znaczy pośród żydów „potrzebnych”.

Aż jednego jasnego dnia, w godzinach porannych spadła wieść, która zmroziła nam krew w żyłach: powiedziano, że Korczak z wszystkimi dziećmi został wyprowadzony. że wyciągają z „szopów” wybranych pracowników i wloką ich do pociągu, na Umschlagplatz!...
Rozwiało się złudzenie o „pewności” oraz wiara, że niektórzy będą mieć szanse, że przynajmniej wyjątkowe jednostki pozostaną…
Dnia tego ja, wówczas dziecko, znów zobaczyłam dorosłych złamanych rozpaczą, płaczących. Dotąd byli przeświadczeni, że Korczak z dziećmi, jako słynni, wyjątkowi – będą pośród tych, którym dane jest żyć.

W owych czasach ludzie już nie dziwili się niczemu, nic ich nie zdumiewało. Przejęci grozą, jedynie wyciągali wnioski, szybko przystosowywali się, wyostrzali swe reakcje, ulepszali kryjówki. Ale wyprowadzenie sierocińca Korczaka wstrząsnęło wszystkimi. Jeszcze jeden fundament naszego życia, stacja rozjaśniająca ciemności – padła. Los nas wszystkich został przesądzony.

Nigdy nie pojęliśmy tego tak dobitnie i bezlitośnie jak tamtego, pamiętnego dnia 5 sierpnia 1942 roku, gdy Korczak z dziećmi, spokojnie i z godnością poszedł na śmierć.