Sunday, June 28, 2015

– MAM DZIECI I WNUKÒW - A pan, a ko­le­ga? – JA MAM DWIESCIE – Korczak ostatnia wiosna 1942

Grze­ją się na słoń­cu dwa dzia­dy. Mam dzie­ci i wnu­ków. A wy? A pan, a ko­le­ga?
– Ja mam dwie­ście.
– Fi­lut z wa­ści.



Grze­ją się na słoń­cu dwa dzia­dy.
– Po­wiedz, sta­ry grzy­bie, jak to się sta­ło, że ży­jesz jesz­cze.
– Ba, ży­cie wio­dłem so­lid­ne, roz­waż­ne, bez wstrzą­sów i na­głych zwro­tów. Nie palę, nie piję, w kar­ty nie gram, za dziew­czę­ta­mi nie bie­ga­łem. Nig­dy głod­ny ani na­zbyt zmę­czo­ny, ani po­spiesz­nie, ani ry­zy­kow­nie. Za­wsze w porę i w mia­rę. Nie drę­czy­łem ser­ca, nie for­so­wa­łem płuc, nie fa­ty­go­wa­łem gło­wy. Umiar, spo­kój i roz­wa­ga. Dla­te­go żyję jesz­cze. A ko­le­ga?


– Ja nie­co in­a­czej. Za­wsze tam, gdzie ła­two o guzy i siń­ce. Szcze­nię­ciem by­łem, gdy pierw­sza re­wol­ta i pu­ka­ni­na. Były noce bez­sen­ne i tyle kozy, ile trze­ba mło­dzia­ko­wi po­ka­zać, by z gru­ba bo­daj utem­pe­ro­wać. – Po­tem woj­na. Taka so­bie. Trze­ba jej było szu­kać da­le­ko, za górą ural­ską, za mo­rzem baj­kal­skim, po­przez Ta­ta­rów, Kir­gi­zów, Bu­ria­tów aż do Chiń­czy­ków. O wieś man­dżur­ską Tao­łaj­dżou opar­łem się i znów re­wo­lu­cja. Po­tem krót­ki niby spo­kój. Wód­kę pi­łem, owszem, nie­raz na kar­tę sta­wia­łem ży­cie, nie zmię­ty pa­pie­rek. Tyl­ko na dziew­czę­ta nie mia­łem cza­su, bo gdy­by nie to, że ju­chy za­chłan­ne i na noce łase, no i ro­dzą dzie­ci. Pa­skud­ny oby­czaj. Raz mi się zda­rzy­ło. Po­zo­stał nie­smak na całe ży­cie. Dość mi tego było. I gróźb, i łez. Pa­pie­ro­sy pa­li­łem bez mia­ry. I w dzień, i w dys­ku­sji szu­ka­nia, raz w raz, jak ko­min. I nie ma we mnie zdro­we­go ka­wał­ka. Zro­sty, bóle, prze­pu­kli­ny, bli­zna, roz­ła­żę się, skwier­czę, pru­ję, żyję. I to jak jesz­cze. Wie­dzą coś o tym ci, co mi wła­żą w dro­gę. Kop­nia­ki moje są wca­le i owszem. Bywa i te­raz, że cała ban­da chył­kiem przede mną. Mam zresz­tą stron­ni­ków i przy­ja­ciół.
– Ja też. Mam dzie­ci i wnu­ków. A wy? A pan, a ko­le­ga?
– Ja mam dwie­ście.
– Fi­lut z wa­ści.


Ja­nusz Kor­czak, PA­MIĘT­NIK, Wiosna 1942 r.